Dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa:
"Spadek liczby niewypłacalności firm budowlanych wskazuje na stabilną kondycję finansową sektora budownictwa który przez cały rok 2021 mierzy się bezprecedensowym wzrostem cen surowców i materiałów. Rosnące koszty powinny być jednak widoczne w sprawozdaniach finansowych przedsiębiorstw dopiero w kolejnych miesiącach. Będzie to zależało m.in. od wielkości spółki, struktury portfela zleceń, daty podpisania nowych kontraktów i momentu zakupu materiałów.
W gorszej sytuacji wydają się być generalni wykonawcy, którzy pozyskali kontrakty w II poł. 2020 r., ale nie zdążyli nabyć materiałów przed rekordowym wystrzałem cen, który nie był możliwy do przewidzenia na podstawie zdarzeń historycznych. Większe straty na kontraktach prawdopodobnie odnotują firmy działające w segmencie publicznym, w którym obowiązuje wynagrodzenie ryczałtowe lub quasi-ryczałtowe. Nowe klauzule waloryzacyjne w segmencie drogowym i kolejowym rekompensują wykonawcom niekontrolowany wzrost kosztów tylko częściowo. Z tego powodu należałoby poważnie rozważyć ich modyfikację, aby zdjąć z firm budowlanych nadmierną ekspozycję na wahania cen materiałów, którymi nie są w stanie aktywnie zarządzać. Mechanizmy waloryzacyjne nie rozpowszechniły się jeszcze w energetyce i bardzo brakuje ich w segmencie samorządowym. W przeciwieństwie do zamawiających publicznych, prywatni inwestorzy są zdecydowanie bardziej skłonni renegocjować z wykonawcami warunki wynagrodzenia, ale nie jest to regułą i nie można przyjmować tego za pewnik.
Najbardziej dotknięte problemem drożejących materiałów mogą być mniejsze firmy podwykonawcze, które z jednej strony mierzą się ze znacznym wzrostem kosztów, a z drugiej strony mają ograniczone pole do zwiększania przychodów w warunkach umiarkowanego pogorszenia klimatu inwestycyjnego w branży budowlanej. Jego przyczyn nie należy jednak upatrywać w niesłabnącej epidemii COVID-19, tylko w naturalnym cyklu koniunkturalnym w budownictwie, które jest silnie uzależnione od napływu środków UE. To między innymi z tego powodu nie może obecnie wystartować duża część inwestycji samorządowych, dołek inwestycyjny na kolei jest głębszy od tego z pamiętnych lat 2014-2016, a także opóźnia się proces modernizacji i przebudowy krajowego sektora energetyki. W konsekwencji wśród firm nasila się konkurencja o pozyskanie nowych zleceń w innych segmentach budownictwa. Jest to chyba najbardziej widoczne w segmencie drogowym. Wprawdzie inwestycje na drogach są realizowane w relatywnie dobrym tempie, ale branża drogowa dysponuje jeszcze wolnymi mocami przerobowymi, które pozwalają stronie publicznej na zwiększenie nakładów inwestycyjnych w obszarze drogownictwa w kolejnych latach. Świetna koniunktura panuje na rozgrzanym segmencie mieszkaniowym, w którym deweloperzy mogliby znacząco zwiększyć liczbę nowych inwestycji, gdyby nie mnożące się ograniczenia podażowe, które zaczynają destabilizować funkcjonowanie całego sektora budownictwa. Coraz więcej firm odczuwa niedobór podstawowych materiałów, który wydłuża realizację wielu projektów inwestycyjnych. Ponadto, już prawie połowa firm ankietowanych przez GUS uznaje brak wykwalifikowanych pracowników jako poważną barierę rozwojową. Na rynku budowlanym bardzo szybko rośnie więc liczba pracowników z zagranicy, ale ich pozyskanie wciąż wiąże się dla przedsiębiorstw z nadmiernie skomplikowanymi procedurami prawnymi, które nie ułatwiają sprawnego uzupełniania luki pracowniczej.
Ograniczony potencjał krajowej branży budowlanej budzi uzasadnione obawy przed nadchodzącą kumulacją inwestycji we wszystkich segmentach budownictwa. Według wszelkiego prawdopodobieństwa może ona wystąpić z całą mocą i ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami już w latach 2022-2025. Przyspieszenie projektów publicznych w segmencie drogowym, kolejowym, energetycznym, hydrotechnicznym i samorządowym może zbiec się z dalszą poprawą koniunktury lub odbudową klimatu inwestycyjnego w niektórych obszarach segmentu prywatnego, tj. mieszkaniowym, biurowym, logistycznym i przemysłowym. Każde spiętrzenie robót budowlanych zazwyczaj wiąże się z niekontrolowanym wzrostem cen surowców, materiałów i usług, a także poważnym deficytem rąk do pracy, wzrostem cen robocizny i przyspieszeniem dynamiki wynagrodzeń w sektorze budownictwa. Wprawdzie najwięksi generalni wykonawcy dysponują odpowiednimi zasobami do przyciągania nowych talentów i ograniczania fluktuacji własnej kadry, ale tego samego nie można powiedzieć o mniejszych firmach wykonawczych i podwykonawczych, które zazwyczaj najbardziej cierpią na deficyt wykwalifikowanych specjalistów. To dlatego w takiej sytuacji niezwykle ważne jest umiejętne i rozważne rozplanowanie wszystkich inwestycji publicznych, aby uniknąć doprowadzenia branży budowlanej na skraj załamania. Jednym z najczęściej rozważanych pomysłów na zwiększenie mocy wykonawczej krajowego budownictwa, aby sprostać wyjątkowo ambitnym wyzwaniom inwestycyjnym w kolejnych latach, jest szersze uchylenie drzwi do polskiego rynku budowlanego dla nowych podmiotów z zagranicy. Taka strategia wydaje się jednak bardzo krótkowzroczna, a przede wszystkim pozbawiona większego sensu, ponieważ na rynku zabraknie polskich firm podwykonawczych gotowych do podjęcia współpracy z zagranicznymi wykonawcami. W efekcie nie można wykluczyć scenariusza, w którym firmy spoza naszego kraju pozyskają wiele kontraktów publicznych, ale nie będą w stanie ich zrealizować, bo nie dysponują w Polsce żadnym potencjałem wykonawczym".